In memoriam – Keith Flint

Brak komentarzy

Smutne wieści dotarły wczoraj do wszystkich fanów The Prodigy. 49-letni wokalista zespołu został znaleziony martwy w swoim domu, po tym jak odebrał sobie życie. Prawdopodobną przyczyną samobójstwa była depresja spowodowana rozstaniem z żoną.

Samobójstwo wynikające z depresji. Brzmi przerażająco znajomo. To jeszcze jeden artysta, który w ten sposób kończy swoje życie tak nagle.

Pochylmy się więc na chwilę nad jego osobą i zastanówmy się jaki wkład w muzykę miał dla każdego z nas. Wkład ten oczywiście będzie nierozerwalnie związany z muzyką zespołu The Prodigy.

Moje pierwsze (nieświadome wówczas) zetknięcie z zespołem jest dosyć infantylne i może nie na miejscu, ale od czegoś trzeba zacząć opowieść. Ponad 15 lat temu złapałem jednego ze swoich pierwszych wirusów komputerowych. Podmienił mi wówczas wszystkie zdjęcia jakie miałem na komputerze na jakiegoś kraba. Ustawił mi go także jako obraz folderów. No krab był dosłownie wszędzie. Wiele lat później spotkałem tego kraba raz jeszcze. Okazało się, że został uwieczniony jako okładka do „The Fat of the Land”, a ja zadarłem z jakimś fanem zespołu.

I te parę lat później (czyli gdzieś w latach 2008-2010) zetknąłem się z muzyką The Prodigy bliżej. Oczywiście zaczęło się od najbardziej znanych przebojów, takich jak Firestarter, BreatheVoodoo People czy Smack My Bitch Up. Wciąż były to jednak tylko pojedyncze utwory.

Rok 2011 to oczywiście Woodstock.

Największa fascynacja nastąpiła w latach 2012/13 kiedy to The Prodigy stało się moim soundtrackiem w tle do grania w gry. W tamtym czasie ogromną ilość czasu spędziłem z przyjaciółmi na multi do gry Mass Effect 3. A jak Mass Effect, to najlepszą i najczęściej męczoną płytą stało się „Invaders Must Die”. Tytułowa piosenka, Omen oraz Warrior’s Dance były wielokrotnie zapętlone na długie godziny. Zwłaszcza ta ostatnia. Teraz jak sobie ją włączyłem, mnóstwo mi się przypomina.

No i potem nastąpiła wieloletnie przerwa aż nie zacząłem zajmować się nowościami muzycznymi. W ten sposób bardziej pochyliłem się nad „No Tourists”, które idealnie utrzymują wieloletnią tradycję zespołu i zawierają tak dobre kawałki jak na przykład Need Some1 i Timebomb Zone.

Strata Keitha Flinta jest niepodważalna.
Wraz ze swoim zespołem podłożyli solidne fundamenty pod gatunek i wiele zespołów jeszcze przez długie, długie lata będzie czerpała inspirację z tej charakterystycznej, drapieżnej elektroniki.
Spoczywaj w pokoju i mam nadzieję, że, tam gdzie jesteś, depresja już nie ma prawa głosu. Peace.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s